„Raptularz czujnego inteligenta”

 

 


Zdanie odrębne jest zbiorem krótkich tekstów, na poły esejów, na poły felietonów, publikowanych  przez Jana Skoczyńskiego, emerytowanego profesora filozofii UJ, na internetowym  „niezależnym portalu dziennikarskim” Studio Opinii:

https://studioopinii.pl/  

„Raptularzem czujnego inteligenta”  nazwał tę książkę w swoim posłowiu nieżyjący już poeta Janusz Szuber (271). A i sam autor w przedmowie deklaruje: W sytuacji rzeczywistej czy wyobrażonej obowiązkiem inteligenta, czyli osoby, która powinna być wyposażona w zdolność pojmowania, rozumowania, analizy i oceny rzeczywistości – jest nazwanie tego,  co się dzieje. Inne warstwy lub grupy społeczne nie mają na to czasu, a niekiedy nawet możliwości. Zdanie odrębne to w niektórych sytuacjach – jedyny instrument, jakim dysponuje. I powinien z niego korzystać (8).

Trzeba dziś sporo odwagi, by odwołać się do czegoś, co dawniej nazywano „etosem inteligenta”. Obśmiał go już poniekąd Mrożek w Tangu, a po roku 1989 uznano go za nie tyle nawet zabytek, który ostatecznie można by niczym „portret przodka” wyeksponować gdzieś w salonie, ile raczej za kompromitujący rupieć, który wstydliwie wynosi się na strych. Polski kapitalizm budowały nierzadko nowe wcielenia Mrożkowego Edka, a ich wysiłkom „inteligenci” przypatrywali się rzekomo biernie i bezczynnie, niechętnie podnosząc wzrok znad swoich uczonych, ale nikomu już do niczego niepotrzebnych lektur.

Skoczyński dowodzi swoim Zdaniem odrębnym, że inteligencja jako pewna specyficzna zbiorowość  wciąż jest potrzebna, bo nieustannie potrzebni są ludzie zdolni do krytycznego myślenia i krytycznej obserwacji - a nie nabiera tej zdolności automatycznie każdy absolwent szkoły wyższej. Do tego ludzie mający dość odwagi, by bez zacietrzewienia, ale zdecydowanie diagnozować: Trudno będzie spamiętać niegodziwości w słowie i czynie aktualnej dyktatury (Godność niegodziwa, 39).  

Władza autorytarna nie przepada za takimi krytycznymi obserwatorami. To dlatego „dobra zmiana” postawiła na swojskiego „suwerena”, który rzadko sięga po słowo drukowane i chętniej posłucha Zenka niż Mozarta, a wiecznie rezonujący i kręcący nosem inteligent ogłoszony został, jak za czasów późnego Gomułki, wrogą suwerennemu ludowi (oraz – w domyśle – pogardzającą nim głęboko)  „elitą” i „kastą”.

Antyinteligencka władza zawsze staje jednak w obliczu niełatwego dylematu. „Kiedy słyszę słowo ‘kultura’, odbezpieczam pistolet”, mawiał dr Joseph Goebbels, bardzo chętnie skądinąd podkreślający swój stopień naukowy, niespełniony literat i dziennikarz. Ale przecież nawet najbardziej kulturze nieprzyjazna i najbardziej przaśna władza potrzebuje paru jako tako wykształconych akolitów, których można od czasu do czasu bez poczucia wstydu pokazać światu – na dowód, że ustrój, który buduje, to wprawdzie absolutyzm, ale absolutyzm jakoś tam oświecony.

Także władza „dobrej zmiany”  próbuje budować własne „elity” intelektualne, myślące tak, jak owa władza sobie życzy: „patriotycznie” i po „katolicku”. Autor Zdania odrębnego przygląda się  tym wysiłkom nie bez pewnej ironii, odnotowując na przykład groteskowy przypadek Andrzeja Zybertowicza, lubiącego się nazywać zawodowym intelektualistą  (39). Ale też całkiem poważnie i trafnie opisuje zjawisko wymiany elit i jego możliwe następstwa: Celem tej wymiany albo czyszczenia jest stworzenie organizmu partyjno-kościelnego, którego przeciwieństwem (i zagrożeniem) jest państwo społeczno-obywatelskie (126).

Skoczyński nie ma wątpliwości, po czyjej stronie tego konfliktu –  przybierającego już właściwie postać zimnej (na razie) wojny domowej – winien stanąć inteligent. Pewnie dlatego, że sam wyraźnie przyznaje się do tradycji oświeceniowej, co też jest aktem niemałej odwagi we współczesnej Polsce, w której myśl XVIII-wieczna nie ma najlepszej prasy. Przyczynom tej dzisiejszej polskiej niechęci do „Wieku Świateł” poświęci zresztą jeden ze swoich esejów (Niechęć do oświecenia, 217 nn.), w którym rozprawi się m. in. z naiwnym kultem „czucia i wiary”, dezawuującym „mędrca szkiełko i oko”, kultem, który polska szkoła wpaja swoim uczniom od dziesięcioleci, a którego żniwo zbieramy dziś w postaci irracjonalnych postaw połowy społeczeństwa, odmawiającej poddania się szczepieniu, bo postrzegającej szczepionki jako wytwór ogólnoświatowego spisku takich właśnie bezdusznych oświeceniowych „mędrców”.

To zakorzenienie w oświeceniowej kulturze i moralności myślenia sprawia, że autor Zdania odrębnego cały czas pozostaje inteligentem „czujnym”, to znaczy, krytycznym także wobec inteligenckich stereotypów i przed-sądów. Ileż to już razy mogliśmy usłyszeć, wygłaszane także przez polityków opozycyjnych, opinie w rodzaju: „Cóż, Prezes jest, jaki jest, wad ma bez liku, ale to przecież – choćby i złowrogi – geniusz polityczny”.  Skoczyński widzi owego demiurga polskiej współczesności we właściwych proporcjach: Z ławy sejmowej – jak Napoleon z konia – z marsową miną przygląda się rozlicznym polom bitew. Czasem się uśmiecha z politowaniem nad nieudolnością przeciwników, machnie od niechcenia ręką na zbuntowanego żołnierza i odwróci od niego wzrok, wypchnie językiem to lewy, to prawy policzek, zrobi sardoniczny grymas... Albo – wbrew zakazowi zgromadzeń – ustawi wokół siebie najważniejsze osoby jak lalki w teatrze kukiełkowym (229). I przytacza zapomniane słowa Viktora Orbana, który relacjonując brukselskim politykom swoje spotkanie z polskim „Naczelnikiem”, miał wyznać: „Spędziłem sześć godzin z szaleńcem” (Między racjonalnością a szaleństwem, 123). Jaka polityka, tacy i jej „geniusze”.

Ale autor Zdania odrębnego  wolny jest także od  również typowo inteligenckiej, niekiedy dość naiwnej, a zawsze protekcjonalnej, wyrozumiałości dla „ludu”. Bo też „człowiek prosty” bywa rzeczywiście krzywdzony przez możnych tego świata, nad którą to jego krzywdą zawsze gotów się pochylić i ją wspomnieć „poeta”, ale i sam przecież krzywdzi czasem innych, choćby niewłaściwie obchodząc się z kartką wyborczą, od której wszak wszystko się zaczyna. Także tu profesor przygląda się polskiej rzeczywistości czujnie, wychodząc z założenia, że i od „człowieka prostego” wolno i należy czegoś wymagać, choćby odrobiny godności: Godność przeciętnego obywatela została kupiona za niewielkie pieniądze (38). I podsumowuje ze smutkiem: […] Starsze pokolenia uwiedzione transmisją pieniędzy, przestały być wrażliwe na inne względy. […] Instynkt samozachowawczy uczynił ich [ludzi starszych] głuchymi i ślepymi na wszystko, co nie ma charakteru opiekuńczego. Wróciła wiara w pana i plebana. Taki nieoczekiwany kształt przybrały u nas procesy demograficzne i społeczne (Słowa i obrazki, 249).


Nie oszczędza autor i polskiej religijności, obnażając jej płytki rytualizm, zabobonność, nacjonalizm  sprzeczny z uniwersalizmem katolicyzmu. Ale nie ogranicza się do tych – oczywistych – obserwacji i ocen. Zaskakująca jest choćby wzmianka  – przytoczona za Stefanem Bratkowskim – o Jewgieniju Primakowie, wysokim rangą polityku radzieckim, który całkiem serio zastanawiał się w latach 80-tych ubiegłego wieku, jak Polskę zwasalizować poprzez człowieka/ludzi Kościoła (Czy religia może zniszczyć naród, 33). Te dywagacje rosyjskiego polityka  brzmią akurat dziś zaskakująco aktualnie, zwłaszcza, że tu i ówdzie w szeregach polskiej prawicy słychać już pierwsze, na razie dość nieśmiałe, głosy, że Putin, owszem, ideałem męża stanu może i nie jest, ale to przecież mimo wszystko rzecznik rozsądnego konserwatyzmu i obrońca „wartości chrześcijańskich” (Zdaje się, że formułowane wcześniej oskarżenia o „zamach smoleński” ostatecznie już wyrzucono na śmietnik). W tym kontekście niemal proroczo brzmi przytoczony przez autora gdzie indziej  cytat z Kordiana  Słowackiego:  Niech się Polacy modlą, czczą cara i wierzą (222).

Także w swoim myśleniu o polskim katolicyzmie Skoczyński okazuje się odporny na komunały powtarzane z uporem przez liberalnych inteligentów – również, niestety, przez Adama Michnika – jakoby Polskę bez Kościoła czekała nieuchronnie jakaś katastrofa dziejowa. Zastanawiając się nad przyszłością polskiego narodu przykościelnego (termin ukuty przez partyjnego „intelektualistę”, Ryszarda Legutkę) autor Zdania odrębnego pisze: Kościół w Polsce jest instytucją mocno zakorzenioną i bardzo wpływową; jednak kiedy mu się przyjrzeć w sytuacjach takich, jak obecna ma niewiele do zaproponowania w wymiarach: intelektualnym etycznym, historycznym, społecznym, ideowym... mimo nieustannie powoływanej 'społecznej nauki'. „Przykościelność” może się w przyszłości okazać trudnym balastem, nie tyle z powodu naszego przywiązania do instytucji, co jej anachroniczności we współczesnym świecie. Co więc zrobić z „narodem przykościelnym”? Próbować go zastąpić społeczeństwem obywatelskim, którego budowę trzeba dopiero rozpocząć. Może ona trwać wiele lat; może też przyspieszyć – wszak żyjemy w cywilizacji informatycznej, w której wszystko dzieje się szybciej. Należy więc podjąć wysiłek i być dobrej myśli (28).

Wagę intelektualną tekstu najłatwiej poznać po tym, że cennych inspiracji dostarcza nie tylko odpowiedziami, jakich udziela, ale i pytaniami, z którymi pozostawia czytelnika. Nie inaczej jest i w wypadku Zdania odrębnego. Rozdział Niechęć do oświecenia przypomina licznych polskich duchownych myślicieli oświeceniowych. Ale i w Niemczech udział teologów, choć zazwyczaj świeckich, w rozwoju myśli oświeceniowej był niemały. A przecież następstwa ich wysiłków były znacząco inne. Czy dlatego, że byli to teologowie protestanccy, którzy mieli większą swobodę niż katoliccy w badaniach nad dogmatem chrześcijańskim? I którzy mogli, chociażby jako świadkowie, uczestniczyć w „procesie wytoczonym chrześcijaństwu”, uważanym przez Paula Hazarda za akt inicjalny Wieku Świateł? Animatorzy polskiego oświecenia, „światli duchowni”, starali się raczej temu procesowi zapobiec albo szybko go umorzyć. Chyba skutecznie. Dziś warto się chyba jednak zastanowić, czy na pewno wyszło nam to na dobre. 

Nawiasem mówiąc, trochę zgrzyta w tym oświeceniowym kontekście  nazwisko akurat ks. Józefa Tischnera, przywołanego jako przykład jednego z takich polskich światłych duchownych (219). Bo to on właśnie – podobnie jak Jan Paweł II – w oświeceniu widział początek drogi wiodącej ku „Kołymie i Auschwitz”. Było to pewnie dalekie echo lektury Dialektyki oświecenia Adorna i Horkheimera, ale przecież ich refleksja nad myślą XVIII-wieczną  – zresztą znacznie bardziej zniuansowana – naznaczona jeszcze świeżym doświadczeniem perfekcyjnie zorganizowanej technicznie masowej zbrodni,  nie wyczerpuje całej złożoności dziedzictwa oświeceniowego.

Wielką zaletą Zdania odrębnego, odróżniającą je od powszednich polemik medialnych,  jest to, że opis zjawisk współczesnych umieszcza  w szerszym kontekście historycznym i kulturowym. Książka jest prawdziwą skarbnicą imponujących erudycją – podawanych przy tym z lekkością i swobodą – historycznych dygresji, które często każą krytycznej rewizji poddać schematyczną wiedzę, wyniesioną ze szkoły. W szkole bowiem raczej się nie dowiemy, że podczas powstania styczniowego zakupiono co prawda nowoczesne belgijskie karabiny, ale… bez amunicji, więc powstańcy używali ich jak maczug, tłukąc nieprzyjaciela kolbami (Polak w Europie, 165 n.), a powstańcy warszawscy z tzw. Powstańczego Korpusu Bezpieczeństwa chodzili z batogami, przy pomocy  których (batożenie!) dyscyplinowali ludność cywilną (Reminiscencje powstańcze, 63). Skoczyński dowodzi też, że nawet archaicznie brzmiący dziś Norwid, wciąż może być doskonałym przewodnikiem  po meandrach współczesnej polskiej rzeczywistości polityczno-religijnej (Czy religia może zniszczyć naród?, 33 nn.).

Jak była już o tym mowa, eseje zebrane w Zdaniu odrębnym są dostępne w Sieci, ale warto też sięgnąć po wydanie papierowe. Także dla wysmakowanych ilustracji, będących często niepokojącym komentarzem do tekstu. Sporo wśród nich grafik Francisca Goi, co nie powinno dziwić w czasach, kiedy zbudziły się potwory, bo zasnęły rozumne umysły.

Na szczęście nie wszystkie. 

 

Jan Skoczyński, Zdanie odrębne, Krosno 2021.

 

 

 

Komentarze

  1. Tadeuszu, dzięki za wskazanie tej książki, jak i samej postaci i myśli prof. Skoczyńskiego..
    Jak powietrze świeższego, rzecz jasna od krakowskiego, brakuje takich myśli w przestrzeni publicznej...
    Niegdyś wczytywałem się w Tazbira, teraz zacznę w Skoczyńskiego...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty