Ile są warte akcje prawdy?
Znalazłem
kiedyś w „Gazecie Wyborczej” wiersz Ryszarda Krynickiego zatytułowany Prawda?. Nie wiem, czy przepisując go tutaj – na prawach cytatu, ale przecież w całości – nie dopuszczam się naruszenia
praw autorskich (i pokrewnych), ale niech tam… W końcu inny poeta, Heinrich
Heine, pisał: „Strzała przestaje należeć do strzelca, gdy tylko oderwie się od
cięciwy łuku, słowo zaś przestaje być własnością tego, który je wypowiedział,
gdy tylko spłynie z jego warg, a cóż dopiero gdy zwielokrotnione zostało za
sprawą prasy drukarskiej”.
Niech więc Poeci
rozsądzą rzecz między sobą, w końcu – jak pisał jeszcze inny – to oni „ustanawiają,
co się ostaje”.
Prawda?
Co to jest prawda?
Gdzie ma swoją
siedzibę?
Gdzie ma swój zarząd?
Gdzie ma radę
nadzorczą?
Gdzie ma swoich
prawników?
Gdzie ma swoich
ochroniarzy?
Gdzie ma swój dział
promocji?
Gdzie dział marketingu?
Jaką ma oglądalność?
Jaką siłę przebicia?
Jaki patronat medialny?
Czy się dobrze
sprzedaje?
Czy już weszła na
giełdę?
Ile są warte jej
akcje?"
Poeta stawia
pytania, więc chyba wypada (z całym
szacunkiem dla Poety) szukać na nie jakichś odpowiedzi. Przynajmniej na
niektóre. Gdzie znajduje się „siedziba”
prawdy, tego nie docieczemy, ale w sprawie wartości jej „akcji”, możemy
pospekulować:
nic nie są warte
nie ma ich na giełdzie
a to dlatego,
że
prawdę rozdają
za darmo
na każdym rogu
w przejściach podziemnych
na placach
w kościołach
i to nawet w dużym wyborze
dla nikogo nie braknie
nie trzeba stać w kolejce
zwlekać się z łóżka zaraz po północy
ani uganiać po mieście
sami dostarczą
wniosą na czwarte piętro (bez windy)
pod drzwi
(może się tylko zdarzyć, że każą coś podpisać);
aż
wreszcie
któregoś dnia
(czas w każdym razie byłby już najwyższy)
ktoś zapyta:
„po co nam ona?”
otóż to: po co?
zwłaszcza że jej nie ma
nie było
(chociaż... tak się nazywała dawno temu pewna gazeta,
którą prenumerowali w Waszyngtonie, żeby z niej wyczytać,
kiedy nadejdzie koniec świata)
i nie będzie,
bo
prawdo-podobnie
jest tylko prawdo-podobieństwo
że co? że to zła wiadomość?
jest i dobra:
ono (prawdo-podobieństwo) wystarczy,
by
zbudować most
(w Pont-Saint-Martin albo w Genui)
wylądować na innej planecie
odpalić bombę
(na tej tutaj, i to całkiem sporą, bo prawdo-podobnie E = mc2)
napisać historię
nawet kilka,
a wszystkie z małej litery (co za ulga!)
wymyślić filozofię
(tysiąc dwieście sześćdziesiątą siódmą)
byle tylko nie objawiać żadnej nowej wiary, bo wtedy bez prawdy ani rusz
skoro tak,
to po co nam ona, prawda?
ech
i tak nigdy nie wiadomo, co z nią zrobić, kiedy ją przyniosą pod te drzwi
(każdy chciałby co innego)
ani jak ją wyłożyć
(każdy wykłada inaczej)
zwykle wiadomo tylko, co zrobić z tymi, którzy
niechcąjejprzyjąćpodobrocichoćżadnejprawdziwszejniktimniedaprzynajmniej
dopókitomymamywojskopolicjęiambonę
(Mt 13, zwłaszcza 13, 42)
więc
gdy ktoś
chce ci dać prawdę
za darmo
mów
że cię na nią nie stać.
.
Komentarze
Prześlij komentarz