Książę robactwa

 


 


Stefan George (1868-1933)


Szkoda, że Stefan George ten niebanalny – do dziś przejmujący dreszczem – wiersz tak banalnie zatytułował: Antychryst (‘Widerchrist’).  Może byłoby lepiej, gdyby nazwał go imieniem, które  jego bohaterowi nadaje w siódmej strofie: Książę robactwa.To brzmiałoby może mniej podniośle, za to nazywałoby rzecz trafniej i dosadniej. Ale i tak ten tajemniczy utwór brzmi dziś zapewne jeszcze bardziej przerażająco niż „pierwszego dnia”:

 

„Już zstąpił z  wyżyny, nawiedził nasz gaj

I w wino już wody zamienił nam kadź,

I z umarłymi rozmawia!”.

 

Gdybyście słyszeli nocą mój śmiech!

Godzina ma bije, napełnia się sieć,

Ryby same się garną do saka.

 

I mędrcy, i głupcy – wyroił się tłum,

Chcą lasy wycinać i łany rwą zbóż,

By Zbawcy drogę przecierać.

 

Ja każdy niebiański uczynię wam cud,

Już blisko, bo wzrok już tracicie i słuch,

Wasze zmysły jak czarem odjęte.

 

Za wszystko, co trudne, ja łatwe wam dam,

Coś, co przemieni w złoto i szlam,

W pachnidła i wonne przyprawy –

 

I wiedzę, co prorok ją nazwać się bał:

Jak moce, co inny je zebrał ktoś, ssać,

Nie karczując, nie orząc, nie siejąc.

 

Tak książę robactwa poszerza swój kraj,

A szczęście mu sprzyja i pełny ma skarb –

Do piekła z resztką opornych!

 

Ty, tłuszczo, wiwatuj, pozorem się ciesz,

Przejadaj ostatnie zapasy, lecz wiedz:

Nędzę przed końcem poczujesz.

 

Wywiesisz znów język, choć pusty już żłób,

Jak bydło w pożarze biec będziesz bez tchu,

A trąba zabrzmi straszliwa.

 

Wiersz powstał w 1906 roku, a drukiem ukazał się rok później w tomie zatytułowanym Siódmy krąg. Pochodzi zatem z końca względnie spokojnej i w miarę dostatniej epoki wilhelmińskiej, a przecież w jego tak charakterystycznym rytmie słychać już niemal miarowy stukot podkutych butów, który ćwierć wieku później rozbrzmi na niemieckich ulicach i placach:  SA marschiert mit ruhig festem Schritt.

Ten rytm budują tercyny, w których dwa pierwsze, jedenastozgłoskowe wersy kończą się męskimi asonansami, to znaczy męskimi rymami niedokładnymi – zgodne są w nich tylko samogłoski, a akcent pada na sylabę rymowaną – ostatni zaś, krótszy,  puentuje jakby i zamyka wcześniejsze, przy czym akcent przesuwa się nieco do przodu.

Niewykluczone, że George, pisząc Antychrysta, miał przed oczami agitatorów komunistycznych i socjalistycznych, którzy obiecywali robotnikom krótszy dzień pracy i opiekę socjalną, to znaczy szerzyli – tak to przynajmniej mogło wyglądać w oczach nieprzepadającego za gminem poety – wiedzę  o tym, "jak moce, co inny je zebrał ktoś, ssać,/ nie karczując, nie orząc, nie siejąc”. Nielicho wystraszyli oni już z górą pół wieku wcześniej Heinricha Heinego, który po krótkim romansie intelektualnym z „doktorami rewolucji” przestrzegał świat przed „jednym pasterzem z żelaznym kijem”, rządzącym okrutnie „jednakowo ostrzyżoną i jednakowo pobekującą ludzką trzodą”. I radził przyszłym pokoleniom „przychodzić na świat z bardzo grubą skórą na grzbiecie”. Historia dopisała jednak do Antychrysta własny komentarz, znacznie rozszerzając paletę możliwych ideologii, głoszonych przez książąt robactwa. Innymi słowy: wyrwała wiersz z kontekstu filozofii Georgego i nadała mu wymiar uniwersalny.

Antychryst wykorzystuje wiele motywów mitologicznych, przede wszystkim biblijnych: „prorok” zstępuje z „wyżyny” niczym Mojżesz z kamiennymi tablicami albo Jezus po wygłoszeniu Kazania na górze, nawiedza gaj, czyli miejsce często poświęcane w antyku bogom,  zamienia wodę w wino jak Dionizos czy jego śladem tenże Jezus, a książę robactwa to kolejne wcielenie Belzebuba, „pana much” i, jak Antychryst, adwersarza Boga „prawdziwego” i „dobrego”. Całość zaś kończy się zapowiedzią trąby Sądu ostatecznego, rozbrzmiewającej straszliwie nad głowami tłumu pędzącego przed siebie na oślep, jak bydło w pożarze. Historia sekt dostarcza nieodmiennie modeli myślowych pozwalających zrozumieć także mechanizmy działania współczesnych proroków oraz ich wyznawców – zwanych czasem dla niepoznaki „wyborcami”.

Tekst wiersza rozpisany jest na trzy głosy. Dwa pierwsze łatwo zidentyfikować: pierwsza strofa, ujęta zresztą w cudzysłów, to vox populi, wyrażający zachwyt i uwielbienie dla „proroka”, który zamienia wodę w wino i wskrzesza umarłych. W drugiej zabiera głos on sam – by dać upust  bezbrzeżnej pogardzie dla… swoich wyznawców. W strofie szóstej wtrąca się jednak, prawie niepostrzeżenie głos trzeci, nie wiadomo w zasadzie czyj – poety jako komentatora? Dopowiada, to, czego nie śmiał powiedzieć wprost „prorok” i opatruje jego działania sarkastycznym komentarzem, zakończonym posępną przestrogą dla wiwatującego tłumu.

To zresztą właśnie ów tłum jest – wbrew tytułowi – głównym przedmiotem poetyckiej analizy zawartej w Antychryście. Sam książę robactwa pozostaje zagadką nieprzeniknioną, ale i chyba nawet niewartą poważniejszej refleksji.  Naprawdę frapujące jest pytanie, skąd się bierze uwielbienie „mas” dla kogoś, kto nimi tak głęboko pogardza. Podobnie jest w równie  proroczej opowieści E.T.A. Hoffmanna o małym Zacheuszu, upośledzonym fizycznie i moralnie, żałosnym gnomie, wyniesionym do władzy mocą tajemniczego czaru, który pada na ludność baśniowego księstewka[1].

Zdumiewająca jest powtarzalność zjawiska. Wszyscy znają historię Caudilla, Führera, Generalissimusa,  „umiłowanego Przywódcy”  i paru innych podobnych idoli. A jednak… Gdy pojawia się kolejny taki „Naczelnik”, może być niemal pewien, że nie zabraknie mu wyznawców, którzy sami się garną do saka i którzy w proroku znów gotowi są zobaczyć „czyste dobro” i „geniusza politycznego”. Często, co ciekawe, nie czerpiąc z tego żadnych korzyści. Za to prawie zawsze ryzykując, że gdy przejedzone zostaną ostatnie zapasy, biec będą bez tchu, jak bydło w pożarze. Niestety ciągnąc za sobą także tych wszystkich, dla których prorok od początku nie był nikim innym jak tylko księciem robactwa.


Komentarze

Popularne posty