Nie mówta: „róbta, co chceta”, bo nie wieta, co mówita
Simone Martini, Św. Augustyn , 1320–1325, Cambridge Przez łamy „Gazety Wyborczej” przetoczyła się frapująca debata wokół sławnego (czy raczej osławionego) hasła, rozpropagowanego przez Jerzego Owsiaka: „Róbta, co chceta”. Skądinąd ta debata toczy się od lat, choć ze zmienną intensywnością. „Prawdziwi Polacy-katolicy” uważają zawołanie dyrygenta Wielkiej Orkiestry za przejaw skrajnego nihilizmu, podczas gdy „liberałowie” przyszpilają ich z radością, wskazując na prawdziwego autora tych słów, jednego z Ojców Kościoła, i dowodząc, że przecież są one wyrazem prawdziwie chrześcijańskiej miłości, bo pełne brzmienie owej frazy to: „kochaj i rób co chcesz”, a przecież miłość jest najważniejsza. Czyż nie? Wstyd to przyznać, ale rację mają ci pierwsi: to jedno z najbardziej złowieszczych skrzydlatych słów w dziejach cywilizacji Zachodu. Choć z przyczyn zupełnie innych niż te, które każą je zwalczać katolickim fundamentalistom. „Dzisiaj słowa łatwo wyrywają si...